Archiwa tagu: współrzędna uprawa roślin

Permażniwa 2019 – bioróżnorodność

Zaczyna się. W trzecim roku od rozpoczęcia nauki uprawy permakulturowej ogród dociera powoli do poziomu bioróżnorodności gwarantującego przeżycie, kwitnienie i owocowanie roślinom, na którym mi zależy (i wielu innym). Miło jest obserwować jak obok ewidentnych porażek i niezrozumiałych zjawisk pojawia się twórcza przewidywalność. No i surowiec się pojawia, dużo surowca: do zjedzenia, na przetwory, ale też na kompost, na dalsze ściółkowanie.

Przez wspomaganie bioróżnorodności rozumiem w tym kontekście:
– znaczący udział ściółkowania ułatwiający życie owadom, ptakom i gryzoniom (niestety nie tylko przyjaznym), utrzymujący wilgoć w czasie suszy,
– brak użycia trucizn, nawozów sztucznych, pestycydów selektywnie niszczących florę i faunę,
– wybór roślin pod kątem warunków naturalnych i tworzenie zestawów roślin we wzajemnie wspomagające się gildie.

Myślę, że tegoroczne plony mimo przeciwności (długotrwała susza) wspomogła też w dłuższym okresie sprzyjająca pogoda. Nie było wiosną okresów długotrwałego zawilgocenia. Nie doświadczyliśmy nieprzewidzianych przymrozków na początku sezonu, a gdy pierwszy koszący pomidory mróz pojawił się dopiero pod koniec września, większość zdążyła już dojrzeć. Susza owszem była dramatyczna, ale udało nam się z powodzeniem wykorzystać nowy zbiornik i beczki na deszczówkę do podlewania większości upraw. Większość sadzonek przyjęła się dobrze i we względnym porządku – np. wspólna uprawa truskawek, ogórecznika, pomidorów, topinamburu. Dopiero pod koniec sezonu wkradła się lekka samowola – szczególnie truskawki uznały, że nie lubią rosnąć w równym rzędzie i rozpleniły się naokoło. No, ale ciężko się przejąć rozplenionymi naokoło truskawkami, uwielbiam!

Czytaj dalej

Cześć pomidorkom

Jakoś zawsze myślałam, że pomidorki to nie ja, że nie umiałabym ich uprawiać, przecież wymagają dużo ciepła, wody i opieki, a najlepiej szklarni. Bardziej wierzyłam w swoje umiejętności w dziedzinie warzyw korzeniowych, dyni, cukini i ziół. A tu pewnego razu w zeszłym roku moja przyjaciółka przywiozła dwie sadzonki pomidorków koktajlowych. Pomyślałam sobie: jak też te biedaki przeżyją na moich puszczonych samopas grządkach ściółkowanych i mało co podlewanych? No ale zasadziłam. Było różnie, nie wyrosły jakoś szaleńczo, w sumie wcale nie wyrosły, ale walczyły dzielnie i dały po jednym zupełnie wymiarowym pomidorku koktajlowym.

To trochę potwierdziło moje obawy, że pomidorki to nie ja, ale jakaś tam iskierka błysła. Później w sierpniu dostałam od przyjaciela nadmiarową sadzonkę pomidora szklarniowego. Kulturalnie posadziłam na grządce pokrytej sianem z nieużytków, żeby się nie zmarnowała. I tu już nastąpiło coś więcej niż iskierka: pomidor wyrósł w ciągu miesiąca na półtora metra. Owoców dać nie zdążył, skosił go całkowicie pierwszy przymrozek, ale wtedy obudził się we mnie ogrodniczy tygrys: to na moim sianie rosną takie wielkie krzaki pomidorów? No to trzeba przetestować jak mi pójdzie uprawa na całej tej 20 metrowej grządce, a raczej na pasie siana rozwiniętego z balotów.

Kupiłam w Pomidorlandii ‚Zestaw pomidory gruntowe’, czyli nasiona 10 gatunków najodporniejszych na trudne warunki. Wiosną rosły najpierw w domu, potem była faza uprawy balkonowej, żeby miały jak najwięcej światła, a na koniec poszły w ślady zeszłorocznego pomidora solitera, zasadziliśmy je w dwóch rzędach na grządce siano-pas. Rośliny zupełnie dobrze zniosły suche lato i niewielkie możliwości podlewania (grządka jest daleko od zbiorników z deszczówką). Rosły wysoko oplatając się naokoło strzelistego topinamburu. Mam tylko podejrzenia, że owoce powinny być znacznie większe. Może zaszkodził brak wody, może brak czasu na sensowne przycinanie gałęzi dziczków i podwiązywanie sznurkami. Natomiast owoce są zdrowe, piękne i pyszne!

Ponieważ z góry wiedziałam, że nie będzie wystarczająco dużo czasu, żeby dbać o ten sektor uprawy, starałam się zestawić rosnące na nim rośliny w sposób wzajemnie wspierający się. Metoda się sprawdziła, rośliny, na których mi zależało rosną dobrze, nie widać szkodników ani chorób grzybowych. Zasadziliśmy w kolejności od strony słonecznej: rząd truskawek i czosnku, rząd ogórecznika, dwa rzędy pomidorów, rząd topinamburu i słonecznika. Słonecznik wyrósł jeden, no cóż. Ale za to topinambur zaszalał na ponad dwa metry każdy i stanowił świetne wsparcie dla pomidorów. Pomiędzy rzędami zasiałam trochę nawozu zielonego (gorczyca, proso i łubin). Jeżeli pojawiły się chwasty ochronne (np. krwawnik, ostropest) nie usuwałam chyba, że cień zbytnio padał na pomidory.

Czytaj dalej

Permawiosna 2019 – skupienie i zaufanie

Kolejna wiosna w gospodarstwie permakulturowym. Już trzecia, ależ ten czas śmiga. I moje trzecie podsumowanie prac wiosennych po Permawiośnie 2017 i 2018. W ciągu tych lat widzę przemianę w ogrodzie, ale też przemianę we mnie: coraz mniej paniki, coraz więcej spokoju, skupienia i zaufania. Łatwo mi to pisać, bo od mojej uprawy wciąż nie zależy zaopatrzenie kogokolwiek w regularne dostawy żywności. Mimo tego początkowo przeżywałam realne stresy związane z tym, że nic się nie uda. Testowałam wszystko na lewo i na prawo, bo też wszystko w ogrodzie było dla mnie wielką tajemnicą. Z roku na rok daję sobie więcej luzu i po woli się wprawiam w uprawie ‚bez chemii’ korzystając z polecanych przez nauczycieli permakultury technik i z własnych doświadczeń, rozwijając powoli warzywniak, sad, uprawy leśne i ozdobne elementy ogrodu.

Borówka amerykańska

W duchu moich wcześniejszych wpisów wiosennych, opisałam poniżej najważniejsze dla mnie prace wykonane w ogrodzie. Opis podzieliłam na trzy części, w kolejności tego co dla mnie ważne:
– uprawy, które kontynuowałam skupiając się na dalszej nauce,
– uprawy, które nie są gigantycznym sukcesem i będę musiała dokonać w nich zmian, i
– nowości, na które postawiłam w tym roku, bo nowości też oczywiście są.

Kontynuacja

Kolejny raz postawiłam na uprawę warzyw jednorocznych, które lubimy, a które dały w zeszłych latach sensowne plony: dynia, cukinia, fasolka, bób, pietruszka, topinambur, chrzan, rzepa, ostropest, nagietki. A naokoło nich dosiewam stopniowo rośliny wspomagające: nasturcje, gorczycę, łubin, proso, koniczynę i facelię – chronią warzywa, przyciągają pszczoły, przysłaniają glebę, stanową zielony nawóz na przyszłość. Nie obywa się oczywiście bez trudności. Dynie / cukinie kiełkują z nasion wyłącznie tam, gdzie życzą sobie zakiełkować, a zaplanowałam ich dość dużo w tym roku. Dlatego wysiewam je w kilku różnych miejscach, dosiewam co 2 tygodnie, a częściowo sadzonkuję. Na nowszych grządkach, gdzie ziemia jest jeszcze nie przetworzona (siano, obornik, resztki kuchenne) staram się umieścić nasiona w kulach ziemi z kretowisk mieszanej z obornikiem. Sukcesy są częściowe, bo tegoroczna plaga komarów sprawia, że wszystkie czynności wiosenne (a jest ich niemało) trzeba wykonywać w przyspieszonym tempie, czasem wręcz bez specjalnej godności ratować się ucieczką przed atakującym rojem. Liczę na ptaszyska zasiedlające w dużej ilości okoliczne krzaki może jakoś sobie z nimi poradzą.

Czytaj dalej

Czasem się gubię

Macie czasami taką chwilę zwątpienia wśród własnych i cudzych oczekiwań idealnego życia, spełniania marzeń, pójścia do przodu, pochłaniania nowej wiedzy itp. ? Ja na przykład, mam. I czasem są to zwątpienia permakulturowe: że przecież tyle robię, żeby dostosować dom, ogród i las do zasad zgodnego współistnienia z przyrodą. A przyroda co? Czasem zgodna, czasem nie, ale zawsze daje to odczuć.

Na przykład wiosna: piękna jest, kwiecista i owocowa, chyba nawet szpaki wspólnie z gawronami nie są w stanie przejeść wszystkich owoców, tyle ich jest na drzewach. No dobra. Ale rośliny grządkowe to już różnie: część szczęśliwa, część wcale. W tym roku duża część nasion w ogóle nie chciała mi pójść w sadzonki (słoneczniki, rzodkiewka, rabarbar, kapusta) lub karłowato rośnie i bez przekonania (pietruszka, marchewka,  czarnuszka, o pomidorach nie wspomnę). Z kolei niektóre rośliny są żywcem pożerane przez paskudztwo, którego tu nigdy wcześniej nie było: różne ślimaki, gąsienice, larwy, no i przez bardzo dobrze znajome mszyce.

img_5947

Albo następuje jakaś zmiana mikroklimatu w związku ze zmianą sposobu uprawy grządek na ‚ściółkowy’, albo rok jakiś taki zjadliwy: nawet pokrzywy, których jest masowa ilość nad bagnem są wszystkie (!) nadgryzione czyimś zębem. Może to dlatego, że robi się cieplej: luty był jak kwiecień, a maj jak lipiec. A może niedoświadczony ogrodnik ściółkuje nie tak jak należy? Czasem się po prostu gubię, więc opisałam trochę moich rozterek i zaskoczeń na NIE. Będę rozpytywać Internety i znajomych, może pojawi się ktoś kto napotkał podobne trudności i coś doradzi. A może za rok okaże się, że to był normalny etap w rozwoju tego miejsca – w końcu jak do tej pory żaden rok nie był przecież identyczny. Czytaj dalej

PermaWiosna 2018 i gildie roślinne

Wiosna w tym roku jest zachwycająca. Wilgotne przedwiośnie i ciepłe dni przez cały kwiecień i maj dały bardzo korzystne warunki rozwoju roślinom: tyle kwiatów i masowej ilości początkujących owoców to ja tu nigdy jeszcze nie widziałam. Wiele drzewek owocuje po raz pierwszy od kiedy je znam, owocują nawet dwuletnie sadzonki. Czas więc podsumować ogrodniczy trud przy sianiu i sadzeniu trochę przez analogię z zeszłorocznym wpisem PermaWiosna, czyli według grządek i ich lokalizacji. Mam nadzieję że dzięki temu nabywana wiedza i praktyka ogrodnicza nie zaginie w otchłani niepamięci.

img_6040

Przy okazji napisałam trochę więcej o tworzeniu w ogrodzie i sadzie gildii roślinnych, czyli zestawień roślin wzajemnie się wspomagających. Uważam, że zdecydowanie warto w nie zainwestować, bo to najlepsza droga do uprawy owoców i warzyw ‚bez chemii’. Samo naturalne nawożenie i spryskiwanie to jeszcze nie wszystko. Rośliny nie będą rosły chętnie w niesprzyjającym towarzystwie.

Podsumowując wykonane prace wiosenne, to przede wszystkim mam wrażenie, że było lżej niż rok temu. Pomimo znacznie większego areału (dwie nowe grządki wiklinowe i nowy pas łąki przykryty sianem) praca poszła mi sprawnie, bez zmęczenia ponad siły i bez rozrywania się na dziesięć tematów jednocześnie. Najwyraźniej dość szybko nabiera się wprawy w tworzeniu grządek permakulturowych, a przy okazji zmniejsza się lęk przed przed nowymi wyzwaniami. Ciężka praca w toku: Czytaj dalej

PermaŻniwa

Niewielka jest moja uprawa permakulturowa, to i małe żniwa były, ale jakże różnorodne. W ramach działalności doświadczalnej sadziłam na lewo i na prawo wszystko co lubię i co mi pasowało do testowania współzależności. Ogólną ideą było sprawdzanie co z ulubionych roślin warto w przyszłości sadzić na grządkach permakulturowych, a także co posadzić z czym, żeby się lubiło i wzajemnie wspomagało, a nie niszczyło (tzw. współrzędna uprawa roślin). Tak więc pod względem naukowym żniwa zakończyły się sukcesem (mózg przeciążony nowymi spostrzeżeniami). Gorzej pod względem ilościowym, nawet mała rodzina by się z tego nie wyżywiła. No ale ciężko liczyć np. na sto kilo bobu zasadziwszy parę ziaren.  Podsumowanie co ciekawszych spostrzeżeń poniżej.

Zboża: Proso

img_4423

Ponieważ już w latach 1990tych odkryłam znaczenie kaszy jaglanej wytwarzanej z prosa dla zdrowej diety, zawsze chciałam zobaczyć jak proso wygląda. Zasadziłam więc w ramach patriotyzmu lokalnego proso odmiany gierczyckiej (Gierczyce świętokrzyskie, a jakże). Proso wyrosło na ziemi kompostowej przykrytej gałązkami bez żadnych dodatkowych zabiegów, piękne i równomiernie dojrzałe przed sierpniowym koszeniem (podobno właśnie przez nierównomierne dojrzewanie proso jest traktowane na dużych plantacjach round-upem, pomimo, że mechaniczne dosuszanie ziarna bez chemii, jest porównywalne kosztowo – tak powiedział mi właściciel gospodarstwa z którego kupowałam ziarno).

Kasza jaglana z prosa ma we współczesnej dietetyce wyjątkowe znaczenie, o którym warto wiedzieć i korzystać. Ma dużo łatwo przyswajalnego białka, mikroelementów i witamin, a co ciekawe zero glutenu (!). Wzmacnia przewód pokarmowy i działa alkalizująco na organizm przez co odtruwa go z codziennej silnie zakwaszającej diety (cukier, słodziki, białe pieczywo, wysoko przetworzone posiłki). Ma neutralny smak, a więc można ją dodać w zasadzie do każdego typu potrawy (zupa-drugie-deser). Lecznicze monodiety oparte na samym zbożu są najbezpieczniejsze właśnie na bazie kaszy jaglanej.

Rośliny, które ‚pełnią rolę’: Nasturcja, facelia, czosnek Czytaj dalej