Archiwum kategorii: Ogród

Twój wewnętrzny krajobraz w projekcie permakulturowym

Czym jest dla mnie projekt permakulturowy? To tworzenie i współtworzenie swojej przestrzeni tak, abym przede wszystkim ja czuła się w niej dobrze. Tak mało jest ‚ja’ w naszym życiowym projektowaniu, tak dużo oczekiwań, prób dostosowania się, obaw, że nie umiem czegoś stworzyć zgodnie ze sobą.

Nie ma nic złego w dostosowaniu projektu do potrzeb, oczekiwań tak, aby współgrał z otaczającą rzeczywistością. Ale dużo naprawdę dobra jest w rozpoczęciu projektowania od tego, co nasze, dziwne, nienormalne, ja-centryczne. Od powrotu do podstaw, przypomnienia sobie co kocham najbardziej, uświadomieniu sobie na jakim etapie życia jestem, co się zmieniło przez ostatni rok, czego nauczył mnie ogród.

Przykład mojej dziwności: nie cierpię kuchni otwartej na salon, chociaż tak jest modnie, no bo przestrzeń. Bardzo lubię pokoje z dywanami, chociaż wiele razy słyszałam, że to okropieństwo. I co? Kuchnię mam otwartą, ale dywany też są😄. Nie chodzi chyba o walkę za wszelką cenę. Chodzi na początek o uświadomienie sobie co konkretnie lubię – JA. Chodzi o to, żeby nie dać sobie narzucać czegoś, co od razu nas ograniczy i przywróci tradycyjną serię wyrzutów sumienia, że nie ćwiczymy świetnie i nie jemy zdrowo.

A praktycznie? Można praktycznie. Zawsze można wrócić do podstaw, czyli przypomnieć sobie zasady permakultury, bo one jak życiowe credo pomagają zawsze zbliżyć się do przyrody, czyli do sensu, do bycia częścią większej, pełniejszej całości.

Obserwuj i działaj

W projektowaniu są zasady, które są dla mnie ważne. Weźmy na początek zasadę OBSERWUJ I DZIAŁAJ.

Obserwacja i przygotowanie. Zawsze. Ale chodzi o obserwowanie i siebie i swojego otoczenia, chodzi o zwracanie uwagi na drobne uczucia, marzenia, za którymi mogą stać wielkie przemiany. Jedna sadzonka na parapecie, jeden kwiat, który chcę wprowadzić do ogrodu, jedna grządka tej wiosny, jeden uporządkowany pokój w kolorach i z materiami, które lubię. Taka strefa komfortu marzeń na dobry początek. A potem siup do papierniczego: ulubiony zeszyt, pióro, kredki. A może nowa aplikacja do projektowania w telefonie, żeby tworzyć sobie plan ogrodu czekając w kolejce do lekarza.

Czytaj dalej

Mieszkańcy gleby na Dzień Gleby

Gleba to jedno z moich największych życiowych odkryć jako osoby blokowej, biurowej i nie-działkowej z pochodzenia. Pamiętam, że jak gdzieś w 2016 odkryłam uprawę permakulturową, wiedzę o glebie i naturalnej uprawie, to nastąpiło u mnie jakieś tektoniczne przesunięcie tej gleby pod nogami. I od tej pory wszystko widzę trochę inaczej. Co wcale nie znaczy, że jakoś praktykuję tarzanie się, chodzenie boso, itp. Raczej jestem zwolenniczką wygodnego Ogrodowego SPA, czyli obserwacji i naturalnej uprawy na własną miarę.

Ale chciałabym jakoś przy okazji Dnia Gleby oddać hołd, niewielki bo taki bardziej biurkowy przy kominku. Ale zawsze hołd. Bo bez gleby nie ma niczego. I niech nie zwiedzie nas ‚greenwashing’ glebowy, czyli udowadnianie, że da się spokojnie nadal niszczyć glebę, a żywność dla nas uprawiać będzie się w jakiś sterylnych halach ze sztucznym światłem. To pewnie osobny duży temat (chociaż ważny), ale ja chciałam bardziej zwrócić waszą uwagę w najbliższych dniach na wybranych mieszkańców gleby.

Bo gleba to żywy organizm, który wie co robi, i to dla naszego dobra. W tej chwili na przykład niby śpi pod śniegiem, ale ten śnieg i ściółka daje mu właśnie możliwości przespania bez uszczerbku do wiosny i wzbogacenia się o to, co niemarznące organizmy glebowe wyprodukują cicho do wiosny. Tak więc dziś oddaję hołd przynajmniej kilku losowo wybranym mieszkańcom gleby. Trochę o tworzeniu gleby pisałam już kiedyś we wpisie Jesienna fascynacja ściółką (na podstawie ‚Ogrodu Gai’ Toby Hemenwaya).

Dżdżownice

Można się bać, można się brzydzić, ale dżdżownice są jednym z fundamentów tworzenia zdrowej gleby. Jak kiedyś popatrzycie na nie bez uprzedzeń, to zauważycie, że dżdżownice są czyste i lśniące, chociaż nam kojarzą się z brudem. Dżdżownice napowietrzają glebę tworząc przy okazji korytarze przez które w głąb przedostaje się woda ze składnikami odżywczymi. Dżdżownice jak i inne glebowe robaczki bywają też pokarmem dla ptaków, czyli ważnym ogniwem w ekosystemie.

Ale przede wszystkim dżdżownice jedzą przetwarzają i wydalają masę liściową i inną masę organiczną dodając w ten sposób wartość. Z tej masy tworzą humus, próchnicę, najlepszy ‚obornik’ na świecie. Dżdżownice mają dodatkowo swój własny jelitowy mikrobiom, który wzbogaca glebę. Zaskoczenie? No nie było może zbyt apetycznie, ale prawda jest taka, że obornik to nie tylko odchody zwierząt domowych. Przetworzony obornik to wartościowy dodatek do gleby, a obornik dżdżownicowy to diament wśród kamieni szlachetnych.

Czytaj dalej

Jesteśmy jednością

Rośliny i my. Jak się temu przyjrzeć, to potrzeby mamy w zasadzie podobne.

Potrzebujesz się zakorzenić?

Dzięki kontaktowi z ziemią, rośliny zachowują siłę, rosną prosto i stabilnie, w odpowiednim dla siebie tempie, nawiązują ważne kontakty z otoczeniem.


Potrzebujesz regularnego dostępu do wody?

Większość roślin lubi delikatne ale regularne nawodnienie. Ale bez przesady. W miejscach z optymalną wilgotnością rośnie wyraźnie więcej roślin, zieleń jest intensywniejsza, kwiaty bogatsze.

Potrzebujesz słońca?

Kwiaty i liście wszystkich roślin zawsze obracają się do słońca. Nie wszystkie rośliny lubią rosnąć w pełnym słońcu, ale światło słoneczne to podstawa najważniejszego procesu życiowego roślin, czyli fotosyntezy. Bez niej nie powstaje pokarm przyswajalny dla roślin.

Potrzebujesz powietrza?

Świeże powietrze to zdrowie i lekkość życia dla zielonych płuc.

Rośliny korzystają z powietrza w swoich najważniejszych procesach życiowych. Zanieczyszczenie powietrza upośledza te procesy, utrudnia wzrost, odżywianie i oddychanie.

Czytaj dalej

Poza strefę komfortu – nauka permakultury

Rozpoczęcie uprawy ogrodu w Świętokrzyskim, to dla mnie całkowita przemiana życia z pracy przy komputerze i mieszkania w centrum miasta, do tworzenia własnej firmy w domu za wsią, do tworzenia gospodarstwa opartego o ogród permakulturowy, o tworzenie i sprzedaż przetworów, i uczenie innych.

To była radykalna przemiana ‚wszystkiego’ na początku pandemii, kiedy to odeszłam ostatecznie z pracy korporacyjnej. I teraz, kiedy kurz już osiada, mam potrzebę przyjrzenia się swojemu podejściu do życia i pracy, nawet swoim drobnym pozornie nieznaczącym zachowaniom, przyzwyczajeniom, reakcjom na świat. Przyjrzeć się po to, aby jak najlepiej przekazywać wam wiedzę o zdrowym życiu i o tworzeniu zdrowej żywności.

Już jakiś czas temu zauważyłam, że złe samopoczucie przechodzące w chorobę to u mnie konkretne, odrzucane emocje. Na przykład ból głowy przechodzi mi, kiedy dotrę do przyczyn smutku i sobie popłaczę. A odczucie przeziębienia to często potrzeba zamknięcia się w sobie, której sobie nie daję. W sumie po to żeby dojść do źródeł trudnych życiowych problemów, i odgruzować to, co naprawdę czuję dałam sobie ostatnio wiele lat na po-przebywanie w strefie komfortu. Pomyślałam, że mam prawo i obowiązek wobec siebie odreagować przeszłe traumy w przyjemnych bezpiecznych okolicznościach przyrody.

Ostatnio doszłam do tego, że jednak ta potrzeba przebywania w strefie komfortu, to też czasami próba nie-uczucia, prokrastynacja, lęk przed wyjściem do świata, ukrywanie przed sobą, że tak naprawdę można więcej tworzyć, dawać światu więcej zamiast wyznaczać sobie potrzebę przebywania w strefie zero, bo zawsze tak się robiło przy złym samopoczuciu. I nie, nie zamierzam w związku z tym odkryciem wyrywać się przemocą ze strefy komfortu. To robiłam przez całe ‚poprzednie’ życie rzucając się w wir pracy albo w nie do końca karmiące mnie znajomości.

Czytaj dalej

Octy domowe – skąd ta fascynacja?

Poza działaniami ogrodniczymi i permakulturowymi, od lat wciąż rozwija się moja cicha domowa wytwórczość w zakresie żywego rzemieślniczego octu. No i już mniej cicha sprzedaż, bo od kilku lat dzielę się naszymi butlami z octem z klientami na naszym stoisku targowym i w sklepie on-line.

Co roku, w zaciszu naszej kuchni powstają dziesiątki szklanych słojów z nastawami octowymi, w których powoli, przez pół roku dojrzewają te wyjątkowe eliksiry zdrowia, smaku i urody. Wyjątkowe, bo są jednocześnie wartościowym materiałem kulinarnym i łatwo dostępnymi do domowego wykorzystania naturalnymi probiotykami. Można je stosować w celu delikatnego równoważenia działania naszego organizmu. Można korzystać z nich jako bazy do kosmetyków. A można się po prostu cieszyć smakiem popraw, którym niewielki dodatek octu dodaje zaskakująco wyraźnej barwy smakowej.

Ci z was, którzy wpadli w nałóg domowego octowania (tu polecam nieustająco grupę FB Octomania) na pewno mnie rozumieją, a Ci, którzy trzymają się na uboczu tego szaleństwa może chcieliby dowiedzieć się więcej o tym co niby tak wciąga ogrodniczkę permakulturową w to zajęcie dalekie od głównego nurtu prac kuchennych i rozrywek rękodzielniczych.

Będzie dziś kilka wyjaśniających temat argumentów, no i będzie trochę wiedzy o occie, który jest już coraz popularniejszy, ale wciąż jeszcze nie dość doceniany przez zwolenników zdrowego żywienia i smacznej kuchni. O tym jak się robi ocet domowy i jak skorzystać z jego pro-zdrowotnych właściwości napisałam już jakiś czas temu w artykule: ‚Czas na octy lecznicze’. A poniżej trochę moich najnowszych impresji po kilku latach nauki i pracy z octem domowym.

Po pierwsze o pracy. Istotą tworzenia gospodarstwa, czyli ‚homesteading’ jest tworzenie różnorodnego środowiska do zdrowego życia w oparciu o własną i lokalną żywność i wspierający ogród. W tym kontekście praca przy tworzeniu octu ma przyjemną kontemplacyjną wartość długo powstającego produktu, sensu rzemiosła. Wyjątkową radością jest dobieranie składników, a potem obserwowanie pracujących najpierw drożdży (fermentacja alkoholowa), a później bakterii octowych, dbanie o to, żeby przez wiele miesięcy przechowywać octy w dobrych warunkach przeciwdziałając zepsuciu się i w efekcie zamykając w gotowych butelkach piękny, wyjątkowy i za każdym razem inny płyn. Taka praca ma w sobie dużo medytacyjnej elegancji, i tak jak produkcja wina wymaga coraz większych umiejętności i doświadczenia.

Czytaj dalej

Leniwe lifehacki ogrodowe

Z perspektywy ogrodniczki odrobinę może leniwej widzę, że często trudności i wizja ciężkiej ogrodniczej pracy zniechęcają nas w ogóle do rozpoczęcia współpracy z roślinami, a wręcz do dotknięcia ziemi w ogrodzie w ogóle. Sama wyobrażałam sobie kiedyś, że sensowne działanie w ogrodzie na miarę moich niewielkich możliwości fizycznych i czasowych, to jakaś niebotyczna bariera nie do przeskoczenia. Dla mnie zmieniło się wszystko, kiedy zauważyłam jak fajne jest łączenie roślin ozdobnych z produktywnymi. Zaczęło się właściwie od jednej dyni. Okazało się, że to połączenie praktyczności, piękna i zdrowej żywności to jest to, co mnie naprawdę pasjonuje.

Ale w ogóle bym nie wytrwała w tym stanie ogrodniczego zauroczenia gdyby nie stopniowa nauka radzenia sobie z trudnościami bez zbędnego wyczerpywania sił, czasu i środków. Dlatego jeżeli boisz się popełnienia zmasowanej ilości ogrodniczych błędów zapraszam Cię na listę ogrodowych lifehacków dla początkujących, czyli pomysłów jak ułatwić sobie życie i pracę w ogrodzie osiągając przy okazji efekty w postaci zadowolonych roślin, pięknych kwiatów, no i w miarę obfitych plonów.

Więcej opowiadam w formie krótkich filmików na TikToku. A tutaj na blogu znajdziesz wiele innych przykładów i pomysłów na tworzenie ogrodu zgodnie z zasadami permakultury, czyli z troską o Ziemię i z troską o ludzi, a jednocześnie zgodnie ze sobą, bez nadmiaru ciężkiej pracy.

Poniżej krótka seria leniwych lifehacków bez jakiejś precyzyjnej kolejności i uporządkowania. Przetraw spokojnie, wybierz te, które Ci się najbardziej przydadzą na obecnym etapie twoich umiejętności ogrodowych. Ja wybrałam te, które wydawały mi się najbardziej przydatne dla początkujących:

Czytaj dalej

Grządka permakulturowa w pięciu krokach – kurs online

Czy istnieje kurs, który zmienia życie? No pewnie. Jeżeli od jakiegoś czasu już interesujesz się permakulturą i ściółkowaniem uprawy w szczególności, to wiesz, że kurs rozpoczynania swojej uprawy permakulturowej ma życiowy sens.

Stworzony przeze mnie kurs on-line ‚Twój ogród. Kraina obfitości’ daje możliwość zapoznania się z zasadami permakultury w praktyce, no i możliwość rozpoczęcia swojej pierwszej uprawy w ciągu pięciu tygodni.

To taki kurs zmienia życie?

Oczywiście.

W trakcie kursu uczę właściwie w całości tego jak sama zaczynałam uprawę ściółkowaną na małych grządkach. I wierzcie mi, dla mnie zmieniło się wszystko. Nie tylko w ogrodzie. Starałam się zmieścić tą wiedzę i doświadczenie w 10 lekcjach mailowych z filmikami, opisami i ćwiczeniami do wykonania samodzielnie.

Krok 1: Wybieramy intencję naszej pracy z Ziemią, no i wybieramy miejsce na uprawę. Czyli uczymy się jak działać zgodnie z zasadą permakultury ‚Obserwuj i działaj‚.

Czytaj dalej

Bohaterski mniszek lekarski

Przyszedł ten piękny czas pojawił się on … mniszek lekarski! Przez niektórych zwany mleczem. To znaczy w niektórych okolicach pewnie już przekwita, ale na nieużytkach świętokrzyskich dopiero teraz jest w tym swoim boskim żółtym rozkwicie. Mniszek mnie fascynuje od kiedy jako jedyny przebił się przez moją nową grządkę przykrytą tekturą, zaściółkowaną zrębkami i sianem. Większość roślin jeżeli czuje nad sobą ciemność, to wzrusza ramionami i śpi dalej w formie nie kiełkującego jeszcze nasionka. Natomiast mniszek nie może tak po prostu spać. Mniszek ma w sobie moc.

Mało jest tak walecznych roślin jak mniszek. No może jeszcze krwawnik, bylica, pokrzywa czy też skrzyp (to u nas, bo u nas gleba ma raczej odczyn kwaśny). Te ‚chwasty’, to tak naprawdę ważne dla ekosystemu rośliny pionierskie. To one zaczynają przyjazną kolonizację zniszczonej gleby. Jeżeli nie ma niczego, ziemia jest sucha, niezamieszkała, bez składników odżywczych, przyroda jako pierwsze wysyła do walki najsilniejsze rośliny pionierskie, między innymi właśnie mniszka. To on spulchnia ziemię silnymi korzeniami, dodaje jej życia wyciągając składniki odżywcze z głębi gleby, to on ułatwia kolonizowanie innym roślinom, zwierzętom i organizmom. Czyli tworzy podstawy sukcesji w miejscu wyjałowionym. Tak, nasz koszony trawnik, grządki bez okrywy roślinnej lub nieprzetworzona ściółka to właśnie teren przez przyrodę uważany za podejrzany. I aż kusi, żeby podrzucić jakiś ‚chwast’, aby poprawić, napowietrzyć, wzbogacić strukturę gleby, a wręcz sypnąć kwiatem dla owadów zapylających.

Kochajmy więc mniszka. Jeżeli nam podpadnie i chcemy się go pozbyć, nie wyrzucajmy go tak po prostu. Popatrzmy na korzeń – z niego można zrobić wzmacniającą herbatkę, albo zasuszyć na później. Spróbujmy liści. W kwietniu liście są najbardziej wartościowe. Można je dodawać do sałatek dla oczyszczenia organizmu nie kombinując z zaawansowanymi konfiguracjami suszonych ziół z torebki. A już niedługo maj. Maj jest jak głęboki oddech. Maj ma w sobie pełnię i w końcu bogactwo zieleni i różnych kolorów po zimie. Te kolory to też mniszek. Najlepsza podstawa do najlepszego syropu na świecie, syropu mniszkowego. Taki syrop świetnie działa wyksztuśnie, wspomaga leczenie gardła, ale też rozgrzewa, działa napotnie, pomaga wyrzucić przeziębienie na zewnątrz, poza organizm.

Czytaj dalej

Własna droga do projektowania przestrzeni

Kim jesteś?
Kim się stajesz?
Kim będziesz, kiedy twój ogrodowy projekt nabierze ciała?



To jest twój ogród? Tak naprawdę to ty należysz do twojego ogrodu. Jest wyjątkowy. Tak jak ty.
Obfitość i wyjątkowość. Granice twojego bezpieczeństwa. Granice, w których inni czują się bezpieczni i zaopiekowani, w których mogą uczestniczyć w twojej kreacji.

Zrób to leniwie, bardziej emocjonalnie, dziwniej, bardziej po swojemu.
Zamiast ratować cały świat, stwórz swoje miejsce, dobrze (!) ograniczone miejsce. To z tego miejsca będziesz iść dalej ze swoim słowem. I z pierwszym własnym pomidorem.

Uprawa Ziemi wiąże korzenie z niebem, ze Słońcem. Uprawiając ziemię znajdujemy się, tak często jak to tylko jest potrzebne, w jedynym właściwym dla nas miejscu.

Tu i teraz.

Biała karta – o projektowaniu zimą

Nadchodzi zima. A zima to boski czas na projektowanie. Szczególnie w tych momentach, kiedy pojawia się śnieżna biel. Wtedy nasze miejsce na Ziemi jest bardziej czytelne, dające pole do wyznaczania nowych kierunków, odkrywania nowych pomysłów, rysowania nowych układów przestrzennych.

Zima ułatwia wyciszenie i skupienie, a jednocześnie ułatwia obserwację otoczenia, bo przecież od tych dwóch końców zawsze warto zacząć projektowanie – to co we mnie, to co naokoło mnie. Co ułatwia obserwację? Na przykład fakt, że wszystkie żywioły wpływające na nasze miejsce są bardziej wyraźne, a wręcz podkręcone. Słońca jest mniej, cienie wyraźniejsze, wicher silniejszy, błotko dotkliwe. Widać lepiej gdzie pada więcej śniegu, gdzie dłużej się utrzymuje. Wyraźnie widać granice grządek, żywopłotów, gajów bez ornamentów bluszczy, chaszczy i listowia.

Zima, czyli powrót do podstaw. Biel, czyli brak koloru, ale też blask i zaufanie do możliwości naszego miejsca. Dzisiaj przejechałam się na nartach biegówkach z dziką radością (bo mało jest tych pełnych śniegu dni, z roku na rok mniej) wzdłuż naszej baaaardzo długiej i wąskiej działki. Niby tyle już o niej wiem, ale zauważyłam, że różnice w sile wiatru w różnych miejscach są znaczące:

Czytaj dalej