Archiwa tagu: przetwory

Octy domowe – skąd ta fascynacja?

Poza działaniami ogrodniczymi i permakulturowymi, od lat wciąż rozwija się moja cicha domowa wytwórczość w zakresie żywego rzemieślniczego octu. No i już mniej cicha sprzedaż, bo od kilku lat dzielę się naszymi butlami z octem z klientami na naszym stoisku targowym i w sklepie on-line.

Co roku, w zaciszu naszej kuchni powstają dziesiątki szklanych słojów z nastawami octowymi, w których powoli, przez pół roku dojrzewają te wyjątkowe eliksiry zdrowia, smaku i urody. Wyjątkowe, bo są jednocześnie wartościowym materiałem kulinarnym i łatwo dostępnymi do domowego wykorzystania naturalnymi probiotykami. Można je stosować w celu delikatnego równoważenia działania naszego organizmu. Można korzystać z nich jako bazy do kosmetyków. A można się po prostu cieszyć smakiem popraw, którym niewielki dodatek octu dodaje zaskakująco wyraźnej barwy smakowej.

Ci z was, którzy wpadli w nałóg domowego octowania (tu polecam nieustająco grupę FB Octomania) na pewno mnie rozumieją, a Ci, którzy trzymają się na uboczu tego szaleństwa może chcieliby dowiedzieć się więcej o tym co niby tak wciąga ogrodniczkę permakulturową w to zajęcie dalekie od głównego nurtu prac kuchennych i rozrywek rękodzielniczych.

Będzie dziś kilka wyjaśniających temat argumentów, no i będzie trochę wiedzy o occie, który jest już coraz popularniejszy, ale wciąż jeszcze nie dość doceniany przez zwolenników zdrowego żywienia i smacznej kuchni. O tym jak się robi ocet domowy i jak skorzystać z jego pro-zdrowotnych właściwości napisałam już jakiś czas temu w artykule: ‚Czas na octy lecznicze’. A poniżej trochę moich najnowszych impresji po kilku latach nauki i pracy z octem domowym.

Po pierwsze o pracy. Istotą tworzenia gospodarstwa, czyli ‚homesteading’ jest tworzenie różnorodnego środowiska do zdrowego życia w oparciu o własną i lokalną żywność i wspierający ogród. W tym kontekście praca przy tworzeniu octu ma przyjemną kontemplacyjną wartość długo powstającego produktu, sensu rzemiosła. Wyjątkową radością jest dobieranie składników, a potem obserwowanie pracujących najpierw drożdży (fermentacja alkoholowa), a później bakterii octowych, dbanie o to, żeby przez wiele miesięcy przechowywać octy w dobrych warunkach przeciwdziałając zepsuciu się i w efekcie zamykając w gotowych butelkach piękny, wyjątkowy i za każdym razem inny płyn. Taka praca ma w sobie dużo medytacyjnej elegancji, i tak jak produkcja wina wymaga coraz większych umiejętności i doświadczenia.

Czytaj dalej

Bohaterski mniszek lekarski

Przyszedł ten piękny czas pojawił się on … mniszek lekarski! Przez niektórych zwany mleczem. To znaczy w niektórych okolicach pewnie już przekwita, ale na nieużytkach świętokrzyskich dopiero teraz jest w tym swoim boskim żółtym rozkwicie. Mniszek mnie fascynuje od kiedy jako jedyny przebił się przez moją nową grządkę przykrytą tekturą, zaściółkowaną zrębkami i sianem. Większość roślin jeżeli czuje nad sobą ciemność, to wzrusza ramionami i śpi dalej w formie nie kiełkującego jeszcze nasionka. Natomiast mniszek nie może tak po prostu spać. Mniszek ma w sobie moc.

Mało jest tak walecznych roślin jak mniszek. No może jeszcze krwawnik, bylica, pokrzywa czy też skrzyp (to u nas, bo u nas gleba ma raczej odczyn kwaśny). Te ‚chwasty’, to tak naprawdę ważne dla ekosystemu rośliny pionierskie. To one zaczynają przyjazną kolonizację zniszczonej gleby. Jeżeli nie ma niczego, ziemia jest sucha, niezamieszkała, bez składników odżywczych, przyroda jako pierwsze wysyła do walki najsilniejsze rośliny pionierskie, między innymi właśnie mniszka. To on spulchnia ziemię silnymi korzeniami, dodaje jej życia wyciągając składniki odżywcze z głębi gleby, to on ułatwia kolonizowanie innym roślinom, zwierzętom i organizmom. Czyli tworzy podstawy sukcesji w miejscu wyjałowionym. Tak, nasz koszony trawnik, grządki bez okrywy roślinnej lub nieprzetworzona ściółka to właśnie teren przez przyrodę uważany za podejrzany. I aż kusi, żeby podrzucić jakiś ‚chwast’, aby poprawić, napowietrzyć, wzbogacić strukturę gleby, a wręcz sypnąć kwiatem dla owadów zapylających.

Kochajmy więc mniszka. Jeżeli nam podpadnie i chcemy się go pozbyć, nie wyrzucajmy go tak po prostu. Popatrzmy na korzeń – z niego można zrobić wzmacniającą herbatkę, albo zasuszyć na później. Spróbujmy liści. W kwietniu liście są najbardziej wartościowe. Można je dodawać do sałatek dla oczyszczenia organizmu nie kombinując z zaawansowanymi konfiguracjami suszonych ziół z torebki. A już niedługo maj. Maj jest jak głęboki oddech. Maj ma w sobie pełnię i w końcu bogactwo zieleni i różnych kolorów po zimie. Te kolory to też mniszek. Najlepsza podstawa do najlepszego syropu na świecie, syropu mniszkowego. Taki syrop świetnie działa wyksztuśnie, wspomaga leczenie gardła, ale też rozgrzewa, działa napotnie, pomaga wyrzucić przeziębienie na zewnątrz, poza organizm.

Czytaj dalej

Kiszonki – nauka i tradycja

Witam Cię dzisiaj z naszego gospodarstwa na rozdrożu jesieni i zimy. Raz śnieg, raz błotko, raz zielony trawniczek. Jak dla mnie, pogoda raczej kuchenna. Zapraszam więc dziś do kuchni.

Zdrowe życie ma wiele odcieni, także odcień naukowy. Z zaintrygowaniem stwierdzam, że wiedza internetowa coraz bardziej wzbogaca się o teksty i wykłady lekarzy, naturoterapeutów i naukowców upowszechniające wiedzę o leczeniu probiotykami. Wiedza podawana jest w sposób przystępny i z umysłami otwartymi, nie narzucającymi jedynych słusznych rozwiązań, co tym bardziej mi się podoba.

Wiele terapii antybiotykowych i ogólnie polegających na niszczeniu różnych patogenów w naszym organiźmie powoduje wyjałowienie, no i rozszerzenie objawów zdrowotnej nierównowagi. Natomiast coraz więcej jest terapii różnych schorzeń dzięki probiotykom, czyli preparatom celowanym z konkretnymi szczepami bakterii probiotycznych. Leczą nie niszcząc, a raczej uzupełniając naturalne siły obronne organizmu.

Pozostaje się tylko cieszyć, że jest szansa na rozwój medycyny w przyszłości w tych kierunkach. No a ja się cieszę, że nie czekając na rozwój medycyny i na rozwój różnych chorób możemy zadbać o swoje zdrowie stosując naturalne kuracje nazwijmy je ‚probiotyczne’. 

Stosowanie kiszonek, fermentowanych produktów mlecznych, octów domowych, zakwasów buraczanych i wielu innych tradycyjnych produktów fermentacji daje nam szanse na powrót do wewnętrznej równowagi zanim objawy chorobowe pogorszą się na tyle, że trzeba stosować konkretne syntetyczne leki.

Czytaj dalej

Zasady permakultury – przyroda jest nauczycielem

[Więcej o tym jak zacząć tworzyć obfity ogród metodami naturalnymi opowiadam w trakcie Webinaru: ‚Twój ogród. Kraina obfitości’. Zapraszam do obejrzenia!]

Sierpień to dla mnie miesiąc obfitości. Wszystko dojrzewa, owocuje, ogród z satysfakcją pokazuje się od najlepszej strony. Oczywiście nie wszystko idzie zgodnie z oczekiwaniami, na przykład w tym roku obumierają grusze, tak po prostu, może zmieniający się klimat źle na nie wpływa. Ale za to wspaniale owocują jabłonie, aronie, porzeczki, brzoskwinie. Może dlatego, że lubią naszą ściółkę i dobre traktowanie. Zakładam więc, że do strat trzeba się przyzwyczaić, i cieszyć bogactwem, które się dostaje. Kilka lat temu całkowicie obumarła jedna z wiśni, a już rok później odbiły nowe zdrowe gałęzie i w tym roku pierwszy raz szaleńczo owocowała.

Takie wydarzenia sprawiają, że zaczynam lepiej rozumieć sens jednej z zasady permakultury: ‚Traktuj przyrodę jako swojego nauczyciela’ (Nature is a teacher). Niby oczywiste, ale tak bardzo mamy zauczone różne zachowania i przekonania, że prowadząc bioróżnorodny ogród z wieloma różnymi rodzajami upraw muszę uczyć się tego podejścia od nowa. A więc dzisiaj trochę przykładów i obserwacji na temat: jak słuchać przyrody i korzystać z tego co mówi. To będą moje osobiste spostrzeżenia. Założę się, że w waszym ogrodzie przyroda mówi innym językiem i być może podrzuca Wam inne tematy do przerobienia. W permakulturze w różnorodności siła, a więc zaczynam od siebie i przyrody, którą widzę naokoło. Ciekawa jestem waszych doświadczeń z tym, co Was otacza.

Nauka od nauczyciela-przyrody jest łatwa i trudna jednocześnie. Jak w każdej nauce trzeba zaufać nauczycielowi. Jest łatwo, bo jeżeli z roku na rok obserwujemy swoje otoczenie, przekonujemy się, że warto działać w zgodzie z przyrodą. Jest trudno, bo nasza wcześniejsza wiedza i osoby z naszego otoczenia zaskakująco często negują to co widzimy. Po prostu świat i przyroda zmienia się w tej chwili bardzo szybko. Być może szybciej niż ta nowa wiedza do nas dociera. A przecież przyroda to nie tylko kraina łagodności, wytchnienie, które tak uwielbiamy. Przyroda to też święte oburzenie, kataklizmy, które mają nam coś ważnego powiedzieć, a raczej wylać kubeł zimnej wody na głowę. Przyroda to nauczyciel bioróżnorodny.

Brak – nadmiar – obfitość

W przyrodzie nigdy nie ma braku albo nadmiaru. Jest wszystkiego dokładnie tyle ile potrzeba. Ta myśl jest dla mnie historycznie i na wielu płaszczyznach zupełnie obca. Brak czasu, odpowiednich uczuć, odpowiednich osób, zrównoważonej pracy, spokojnego odpoczynku w moim życiu był często dojmujący. I zauważyłam, że od kiedy mam już ten super ogród, to przenoszę to uczucie braku do ogrodu. Na przykład martwię się, czy na pewno będzie wystarczająco dużo cukini, żeby zrobić przetwory (bo przecież mogłam beznadziejnie zaplanować ilość do potrzeb). Potem nagle tych cukini, czy innych jabłek robi się o wiele za dużo. I wtedy z kolei dostrzegam nadmiar, za dużo pracy na raz, problem nie do ogarnięcia. A jak popatrzę obok i zauważę, że już za parę tygodni dojrzeje aronia, tony aronii, to już zupełnie ogarnia mnie panika nadmiaru. Bo przecież w zeszłych latach cukini było za mało, albo w zeszłych latach nie dawałam rady przetworzyć całej aronii.

Czytaj dalej

Octy domowe i zdrowie

Nasz świat i nasz kraj zmienia się z dnia na dzień, a u nas na odludziu co? Myślę, że emocje równie silne jak w wielkich miastach, ale poza emocjami, coś na uspokojenie i dla zdrowia – czas tworzenia przetworów. Osobiście przetwory same w sobie nie są dla mnie jakoś szczególnie fascynujące. Traktuję je jako formę przechowania energii roślin, nie utracenie bogactwa, które wytworzył ogród pod koniec lata, a jest tego zasadniczo ogromnie dużo na raz. No więc patrzę na te siaty, skrzynki i wiadra owoców, grzybów, żurawiny, dyni i różnych innych skarbów, wzdycham i biorę się do roboty – jakkolwiek desperacko to wygląda biorąc pod uwagę ilość.

Powstają ulubione dżemy, super kiszonki (te to zjadam z gwinta, ciężko je uchować przede mną w słoikach). Ale przede wszystkim powstaje sto różnych rodzajów octów domowych. I tu stop (!) Tu zaczyna się obszar, który zdecydowanie mogę określić jako bardzo interesujący dla mnie, a wręcz fascynujący. Jeżeli chodzi o octy domowe, to absolutnie się nie wykręcam od roboty, nie nudzę, mogę godzinami kroić, mieszać odcedzać, przelewać, spisywać przepisy w tajnym dzienniczku.

Skąd ta fascynacja? Nie wiem, być może tworzenie octów pasuje jakoś do mojego temperamentu: nie jest to ciężka praca lub też praca powodująca wielogodzinne pobojowisko w kuchni. Raczej bym to określiła jako maraton trwającej wiele tygodni octowej fermentacji, a potem trzymiesięcznego oczekiwania po odcedzeniu owoców na gotowy produkt. Siła spokoju, obserwowanie żywego organizmu pracującego synchronicznie w kilku wielkich słojach obok siebie, ale zawsze w każdym ze słoi trochę inaczej. Obserwowanie żywego organizmu oznacza też możliwość porażki (fermentacja octowa zawsze może niepostrzeżenie się ‚zepsuć’), ale w większości przypadków, po kilku miesiącach, powstaje ustabilizowany, wyjątkowy ‚superfood’. Krystaliczny płyn, który świetnie sprawdza się i kulinarnie i jako suplement (wiem straszne słowo) zdrowotny.

Tworzę octy już od kilku lat i do tej pory zaskakuje mnie jak prosto można pomóc sobie w utrzymaniu się w dobrym zdrowiu dzięki nim. W przeciwieństwie do octu sklepowego, który jest pasteryzowany (a więc zupełnie nie żywy) przy occie domowym mamy pewność, że pozostaje on w momencie spożycia probiotykiem, a więc czymś co zawiera tonę pożytecznych bakterii, minerałów i witamin. Jest nie tylko pożywny, ale utrzymuje nas w lepszym samopoczuciu i wspomaga naturalną odporność.

Czytaj dalej

Octy ziołowe na wiosnę

Zioła są doskonałym uzupełnieniem leczenia konwencjonalnego, ale przede wszystkim pełnią niebagatelną rolę w utrzymaniu zdrowia, w podnoszeniu odporności na co dzień. Dlatego warto inwestować w podstawową wiedzę o przetwarzaniu i stosowaniu w gospodarstwie ziół, i innych użytecznych roślin rosnących niepozornie obok nas. Świeża i zdrowa żywność, i naturalne suplementy (nalewki, octy, kiszonki, herbatki ziołowe) powinny być artykułem pierwszej potrzeby w naszym coraz mniej naturalnym środowisku. Nie zastąpi ich anonimowy fabryczny suplement będący często tworem fantazji marketingowców. Dlatego uparcie wracam do opisywania na blogu przygotowywanych przeze mnie przetworów zielarskich, a w szczególności do octów, które dla mnie okazały się prawdziwym odkryciem suplementowym.

Opisywałam już zastosowanie probiotyków domowych ogólnie, starałam się też skompilować w jednym poście podstawowe przepisy na octy domowe które stosuję u siebie. Tym razem chciałam napisać więcej o tworzeniu octów ziołowych zgodnie z porami roku na przykładzie przetworów, które przygotowuję od lutego. A więc będzie o octach wiosennych.

Ale najpierw trochę o kontekście leczenia i wzmacniania odporności na wiosnę. Wydaje mi się, że do zrozumienia tego kontekstu bardzo przydatny jest system tradycyjnej medycyny chińskiej (TCM). Staram się do niego stosować już od wielu lat, ponieważ pomaga znaleźć przyczyny dolegliwości i im przeciwdziałać lub je leczyć. Dzięki takiemu podejściu można przywracać harmonię organizmu i wzmacniać odporność, a nie niwelować efekty chorób na znacznym etapie zaawansowania. Metody TCM uważam za skuteczne, przyjazne dla organizmu i w wielu aspektach spójne z naszą europejską wiedzą zielarską, a wręcz wzbogacające jej możliwości.

Czytaj dalej

Cześć aronii

Coraz więcej szacunku nabieram do aronii. Do tej pory traktowałam ją jako ‚darowanego konia’ – dostałam dwa wyrośnięte krzaki w spadku po poprzednich właścicielach i nie zwracałam na nie uwagi. Szczególnie po pierwszych próbach zrobienia dżemu aroniowego jakoś straciłam zapał: był cierpki i przesłodzony jednocześnie, a owoce pozostały twarde pomimo gotowania. Po dwóch kolejnych latach zaczynam dostrzegać jak ważne mogą być aronie w ekosystemie, szczególnie przy coraz gwałtowniej zmieniającej się pogodzie. Krzewy radzą sobie świetnie bez żadnych zabiegów pielęgnacyjnych, są bardzo wytrzymałe. W zeszłym roku, kiedy nic praktycznie nie owocowało (poza borówką amerykańską), to one właśnie dawały żyć zagłodzonym szpakom. Szpaki chyba mieszkają w gałęziach aronii. Często słyszę je wchodząc do ogrodu – chwilowo przede mną uciekają po czym wracają ‚do siebie’.

img_6865

Aronia jest bardzo funkcjonalnym krzewem bazowym do ogrodu z piaszczystą i lekko  kwaśną glebą: rośnie zdrowo, szybko i bez marudzenia, owocuje co rok, daje przyjemny cień, a dzięki silnym i niełamliwym gałęziom świetnie osłania od wiatru, a nawet nadaje się na żywopłot. O zdrowotnych właściwościach owoców aronii rozpisują się wszystkie źródła. Dużo tego jest, a więc w telegraficznym skrócie: opóźnia procesy starzenia się, reguluje gospodarkę tłuszczami w organizmie, chroni przed wolnymi rodnikami, wspomaga koncentrację, wpływa korzystnie na wzrok, odstrasza insekty, wirusy i grzyby, ogranicza szkodliwość promieniowania słonecznego UV.

Tego lata aronia owocuje masowo i jest wyjątkowo smaczna ‚jak na aronię’ (chociaż na surowo to chyba tylko głodne szpaki są w stanie ją przyswoić). A więc warto odżywczą moc aronii zakonserwować ulubioną metodą. Osobiście polecam sok z aronii, ocet i nalewkę. Dżem wymaga dłuższego gotowania, więc zakładam, że jest mniej prozdrowotny. Nalewki i octu jeszcze nie próbowałam, ale sok z aronii w tym roku jest pyszny. Przepis:

Gotujemy 2kg aronii z 3 litrami wody i  40 liśćmi wiśni. Po 20 minutach odcedzamy, do soku dodajemy 1/2 kg cukru (lub więcej zależnie od upodobań), sok z cytryny do smaku i pasteryzujemy w słoikach.

Aronia ma jeszcze inne przydatne cechy: owoce zbiera się łatwo i szybko całymi kiściami, a ponieważ są twarde, można je przechowywać na surowo trochę dłużej niż inne ‚czarne’ owoce. Jak się to wszystko podsumuje to niesamowicie dużo zalet jak na roślinę, która tak po prostu jest. Może podsypię ją w tym roku pierwszy raz zrębkami sosnowymi, bo po takim owocowaniu jest pewnie trochę zmęczona.

Aronio, po prostu bądź.

 

Czas na octy lecznicze

[Edit 29.01.2021 Uwaga: Ponieważ poniższy artykuł z przepisami na octy pisałam już dość dawno, postanowiłam zestawić swoją aktualną wiedzę i podsumować najważniejsze przepisy zawarte w artykule w formie pliku pdf do pobrania i ewentualnego wydrukowania jako zestaw przepisów na pamiątkę. Zainteresowanych takim dokumentem proszę o kontakt poprzez formularz kontaktowy lub poprzez adres email: malgorzata@kompostella.pl z dopiskiem przepisy-na-octy. Lata praktyki utwierdzają mnie nieustająco w przekonaniu, że octy do złoto w płynie. Polecam: twórzcie i zachwycajcie się!]

Przednówek. Można go przeczekać martwiąc się, że za rogiem czeka ostatni zimowy wirus lub bakteria, albo zadbać o odporność aplikując sobie szczepionkę naturalną, czyli coś z przetworów fermentowanych takich jak kiszonki, nalewki, czy też octy naturalne. Fermentacja znana w medycynie i kuchni od wieków sprawia, że warzywa, owoce lub zioła zostają zakonserwowane tak, że ich odżywcza i lecznicza moc nie słabnie z czasem.

I tu gładko przechodzimy do pasji mojej codziennej już od roku, czyli do tworzenia octów kulinarnych i leczniczych. Główna inspiracja to Octy Lileusza, o których pisałam już we wpisie o naturalnych probiotykach. Po roku mogę potwierdzić, że moc działania octów leczniczych, które przygotowuję na bazie przepisów Lilii jak najbardziej sprawdza się w praktyce. Warsztaty prowadzone tej zimy przez Octy Lileusza tylko wzmocniły moją motywację.  Przynajmniej w przypadku moim i mojej rodziny wpływ octów domowych na odporność jest zauważalny, a dodatkowo ten smak…

img_5334

Dla porządku trochę informacji ogólnych. Ocet jako probiotyk działa ‚na wszystko’, to znaczy wzmacnia odporność przeciwdziałając przez to chorobom. Zawiera tonę witamin i mikroelementów jak np. potas i sód, magnez, fluor, chlor, żelazo, miedź, fosfor, krzem, witaminę A, witaminy z grupy B, C, E, P i beta-karoten. Jego rolą jest przede wszystkim odbudowa flory bakteryjnej, co wpływa korzystnie na układ trawienny. Ma działanie przeciwzapalne i przeciwgrzybicze. Poprawia stan naczyń krwionośnych, obniża poziom glukozy we krwi. Można by długo wymieniać, ale mówiąc w skrócie: to naprawdę złoto w płynie jest. Należy pić w lemoniadkach, jeść w sałatkach i używać w masowej ilości innych zastosowań, które ja dopiero powoli ogarniam. Ważne, żeby był to ocet domowy. Ocet spirytusowy, to raczej trucizna dla wątroby. Natomiast ocet ‚domowy’ ze sklepu jest najczęściej pasteryzowany, a więc pozbawiony wszystkiego, co wymieniłam powyżej.

Kompendium informacji o zasadach tworzenia octów podane w bardzo przyjaznej formie można znaleźć na stronie Octy Lileusza. Ja skupię się więc na moich własnych doświadczeniach i przetestowanych przepisach. Co ciekawe, nie trzeba zaczynać od podstaw, czyli od octu jabłkowego – ja zaczęłam od letnich truskawek, wanilii i lawendy. Ale od octu jabłkowego zaczynać warto: jest najbardziej przewidywalny, a stanowi dobrą bazę pod różne dodatki i maceraty. Doświadczenie mówi, że najważniejsze jest aby kierować się tym co samemu najbardziej się lubi i potrzebuje w danym momencie – wtedy wyjdzie najlepiej. Własna produkcja octu wymaga wysiłku i dyscypliny, bo każdy ocet ma inne wymagania i powstaje w innym tempie. Ale wielką nagrodą jest jak z tej kolorowej alchemii wyłoni się jakieś cudo smaku.

Trochę o wypróbowanych przeze mnie przepisach:

Ocet bazowy – kroję jabłka ze skórką, zalewam je wodą z cukrem (4-5 łyżek cukru na litr wody), i słój z taką zalewą odstawiam przykryty ręcznikiem papierowym na blat kuchenny. Mieszam dwa razy dziennie. Czytaj dalej

Nie ma maja bez mniszka

Już drugi rok z rzędu przygotowuję syrop/miód z mniszka. Właściwie jest to lekarstwo i autorzy przepisów ostrzegają, żeby jeść nie więcej, niż łyżkę dziennie, ale smaczne toto jest tak, że naprawdę ciężko się ograniczać. Jeżeli ktoś ma wątpliwości co do różnic między mleczem, a mniszkiem, to istnieje tona wyjaśnień w tym temacie na Googlu. Myślę, że w celu majowego zbierania można założyć, że to żółte, które masowo rośnie na łąkach – to przepisowy mniszek.

Sam przepis jest prosty do bólu, i lepiej z nim w ogóle nie kombinować, bo smak ma nie do przebicia. A więc nie należy zwlekać (sezon szybko się skończy), tylko iść w pole przy słonecznej pogodzie tam, gdzie najbardziej żółto i zbierać. Osobiście w tym roku poszłam na szaber na pole sąsiada, bo nie mogłam się doczekać aż bestie zakwitną u mnie w podwórku.

Przepis co roku biorę z bloga Matka tylko jedna, który powołuje się na jeszcze inny przepis, ale w zasadzie przepisy na internecie są porównywalne. Ten konkretny ma tę zaletę, że kilogramy mniszka od razu przełożone są na liczbę kwiatów, co zasadniczo ułatwia życie i ma dodatkowy element magiczny – osoba zbierająca mniszka na łące wygląda jakby non stop wypowiadała zaklęcia w formie kolejnych dziesiątek, setek, uff to już 500, uff to już 600 itd.

Przepis podstawowy: Czytaj dalej

Probiotyki na wszystko

W czasach kiedy probiotyk i suplement kojarzy się ze sterylnymi pastylkami i z tym, że ktoś wie coś lepiej od nas i jeszcze zamęczy nas w tej sprawie reklamami, warto wiedzieć, że dostęp do probiotyków jest tani i powszechny, a ich wykorzystanie znacznie szersze niż medycyna. Po pierwsze zaczynamy od siebie, a potem tą magiczną wiedzę rozciągamy na zwierzęta i rośliny.

Jablka2

Probiotyki, czyli konglomeraty bakterii poprawiające pracę organizmu i wzmacniające odporność na choroby znajdują się przede wszystkim w kiszonkach i innych potrawach podlegających procesowi fermentacji. Można je jeść codziennie i w dowolnych ilościach nie szkodząc sobie ani środowisku. A ich smakowitość i zdrowotność potwierdza nasza wielowiekowa tradycja kulinarna. Główne zalety pokarmów zawierających probiotyki to:
– wspieranie walki organizmu ze stanami zapalnymi
– dostarczanie witamin, absorbowanie minerałów, eliminowanie toksyn
– przeciwdziałanie alergiom, wahaniom hormonalnym i wielu innym schorzeniom cywilizacyjnym
– bardzo niska kaloryczność

Moje ulubione probiotyki to: zakwas buraczany i sałatka z kapusty kiszonej (z koperkiem, świeżym olejem lnianym i czosnkiem). Ale ostatnio dzięki wyjątkowo apetycznemu i pisanemu z pasją blogowi Octy Lileusza odkryłam też octy owocowo-ziołowe. Różnorodność smaków i elementów, które można tu samemu komponować jest zachwycająca. Moje pierwsze podejście, to ocet jabłkowy z dodatkiem kawałków cytryny, imbiru, kopru włoskiego i lawendy.

Raz nabytą wiedzę o probiotykach można (i należy) przełożyć na braci mniejszych i środowisko, w którym żyjemy. Czytaj dalej